niedziela, 25 grudnia 2011

Aquila non captat muscas

"Jakiego koloru jest wiatr?"
koan Zen

           Są takie pytania i sytuację w których, to nie odpowiedź jest ważna, ale samo pytanie. Sam fakt postawienia problemu. Czym jest pytanie? Jest zagłębieniem się w jakąś rzeczywistość, o której mam przeczucie... Bo jak o czymś w ogóle nie wiem, to wcale o to nie pytam.
           
           Jakiego koloru jest wiatr?... A jakiego koloru jest twoja dusza?... Jak wielkie musiało by być pudełko, żeby zamknąć w sobie sens Twojego życia?

           Po co te wszystkie pytania, żeby się zastanowić, zatrzymać, spojrzeć wokół siebie. Nie trzeba dawać żadnej odpowiedzi, ale warto pomyśleć o czymś więcej niż to tu i teraz...

          Aquila non captat muscas  (Orzeł nie łowi much), ale mierzy wyżej i szuka większych zdobyczy.Pytanie rodzi pytanie, ale o tym następnym razem.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Alea iacta est

"Raz wybrawszy codziennie wybierać muszę"
Jerzy Liebert

              Zgodnie z zapowiedzią chciałbym się zastanowić nad specyficzną formą dramatu, czyli tragedią. Tragedia zawsze wiąże się z czymś katastrofalnym, z jakimś nieszczęściem. Tischner w Filozofii Dramatu, mówi że tragedia jest wtedy kiedy zło zwycięża dobro. Wynika z tego osadzenie dramatu każdego człowieka na poziomie etycznym. Gdzie jest dobro i zło, tam też pojawiają się wartości, tam jest drugi człowiek i konkretne wybory. 
           
            Kiedy się zastanawiam nad tragedią w kontekście filozofii dramatu myślę, że to zwycięstwo zła nad dobrem jest wtórne. Że tak naprawdę tragedia zaczyna się wcześniej....
Wybory i wartościowanie - wydaje mi się - posiadają wtórny charakter. W takim razie co jest bardziej pierwotne?....
             
             Są takie sytuacje, gdzie człowiek  budzi się rano i ma poważne problemy z tym żeby wstać i iść do zajęć dnia codziennego, takich jak praca, uczelnia itp. itd. Ba! Są gorsze sytuację wstaje i zastanawia się po co żyje, i czy nie lepiej by było gdyby się nie obudził... Dlaczego ludzie popełniają samobójstwa? Dlaczego jedne wydarzenia uskrzydlają niektórych, a innych dołują? Dlaczego jedni odnoszą sukces a inni nie? W czym może tkwić jakaś tajemnica szczęścia (jeśli takowa w ogóle istnieje)?

             Dziś wydaje mi się, że Filozofię Dramatu widziałbym z innej strony nie jako dramat religijno-etyczny, ale jako dramat najpierw egzystencjalny. To jest przede wszystkim pierwszy dramat z jakim się stykam każdego dnia, dramat mojej egzystencji. Jest to dramat egzystencjalny w tym najprostszym i najbardziej namacalnym wymiarze, nudnej pracy albo całkowitym jej braku, braku pieniędzy albo ich niedostatku... Problemów z rodziną, albo braku rodziny. Można nie odczuwać takich problemów, bo świetnie się zarabia i ma się nawet ciekawą pracę, rodzinę ale... i tak się jest na równi pochyłem ku tragedii...  bo kiedy dramat egzystencjalny staje się tragedią egzystencjalną...?
            
             Tragedia jest wtedy, kiedy bezsens zabija sens. To jest tragedia. Powiem więcej, odważę się powiedzieć więcej a wręcz podważyć słowa Tischnera - który mówił - że tak naprawdę dramatem, w pełni tego słowa znaczeniu jest spotkanie człowieka z Bogiem. Owszem pewno tak jest. Ale wydaje mi się, że przede wszystkim dramatem jest -i to powinno nazywać się sensu stricto dramatem - spotkanie człowieka z samym sobą. Gdzie sens i bezsens w ludzkiej głowie ciągle toczą walkę, która może zakończyć się życiem lub śmiercią. Dopiero później jest dobro i zło i wszystko inne... Sens  nawet najgorsze sytuacje w życiu potrafi rozświetlić...

Owocnych przemyśleń

niedziela, 13 listopada 2011

διάλογος

       Ślad Nieskończonego... twarz drugiego.... specyficzna relacja roszczenia i odpowiedzi.... Dialog. 
Słowo tak niepozorne, a tak bardzo określające rzeczywistość wokół.  
Znów pojawia się pytanie o człowieka, kim jest?


       W kontekście relacji - o której chce teraz kilka zdań napisać - człowiek jest istotą dialogiczną. Skoro jest istotą dialogiczną to jest również istotą dramatyczną. Dialog i dramat dwa słowa, które opisują, albo lepiej poprzez które można spróbować opisać naturę człowieka. 
Każda relacja jaka do tej pory (w poprzednich postach) została w jakiś sposób poruszona, zakłada jakąś specyficzną więź dialogiczną. Dialog jest wszędobylski, bez dialogu następuje obumieranie, dramat zmierza ku tragedii a ta ku potępieniu...
Czym zatem jest dialog?

      Dialog jest rzeczywistością, która tworzy się między osobami. Jedna osoba niejako wybiera i wzywa drugą. Ten wybór i wezwanie mogą spotkać się z odpowiedzią. Odpowiedz nie jest prosta, bo wymaga specyficznej relacji "cofnięcia". Co to oznacza? Kiedy staje naprzeciw drugiego to muszę mu przygotować miejsce, niejako cofnąć swoje "ja", pozwolić rozmówcy wypowiedzieć swoje poglądy, być otwartym na jego punkt widzenia, słuchać. Wszystko to pozwala przygotować specjalny grunt - płaszczyznę dialogu. Kiedy dwa podmioty stają wobec siebie, otwarci na siebie i gotowi słuchać, powstaje pytanie o cel dialogu: po co? Celem dialogu jest prawda. Drogą do niej słowo. To dzięki niemu w głównej mierze dialog jest możliwy, szczególnie zaś rozumiany jako porozumienie. Poprzez słowo dwie osoby zaczynają podróż, spór a niejednokrotnie batalię... o prawdę. To co niejednokrotnie wydawało mi się, że jest prawdą okazuje się, że dla mojego rozmówcy jest czymś bagatelnym, albo tylko połową drogi ku temu co razem określiliśmy jako prawdę. To boli... moje ja niejako zostaje upokorzone, postać prawdy, którą sobie w głowie ułożyłem okazuje się czymś co nią nie jest. Nie jest kłamstwem, ale prawdą również. 


      Dlatego też, dialog ściśle łączy się z dramatem. Wybranie i wezwanie do dialogu to też rzucenie rękawicy "ja" człowieka. Drugi wyrywa mnie ze mojego ciepłego światka, wzywa do rozmowy, wzywa do zostawienia na boku utarczek, przyzwyczajeń... i przede wszystkim zweryfikowania wspomnianej już "mojej prawdy". Drugi wybierając i wzywając do rozmowy niejako wzywa na zewnątrz moje wartości, moją prawdę. Nie jest łatwa nigdy konfrontowanie własnych wartości, ale nie z drugim, tylko z samym sobą. Wszystko to wymaga wiele wysiłku. Na tym polega dramat na nieustannej konfrontacji, na ciągłym wyborze i opowiadaniu się po którejś ze stron czy to wartości czy ich pozornych odpowiedników.... na ciągłym szukaniu, bo nie ma gotowych odpowiedzi. Pewne są tylko pytania...Dialog to kuźnia która ma w ogniu pytań, stwierdzeń wykuć odpowiednie narzędzie, które pomoże dotrzeć do prawdy...


       Wydaje mi się, że dopóki dialog jest związany z dramatem wszystko idzie we właściwą stronę. Kiedy zamienienia się dialog na spokój  gniazdka uwitego przez własne "ja", rozpoczyna się jakiś upadek, który ciąży ku tragedii...
Jakiej tragedii?
Otóż o tym następnym razem...

poniedziałek, 7 listopada 2011

לֶךְ־לְךָ מֵאַרְצְךָ וּמִמּוֹלַדְתְּךָ וּמִבֵּית אָבִיךָ אֶל־הָאָרֶץ אֲשֶׁר אַרְאֶךָּ׃

Na obszarze Żyznego Półksiężyca ok. 40 wieków temu(!!!!)... pewien człowiek, usłyszał: 
"Wyjdź ty, wyjdź właśnie ty z twojej ojczyzny, z miejsca twojego urodzenia, z domu twego ojca do kraju który Ja ci pokaże". 
Nie zastanawiał się, zabrał żonę cały dobytek i powędrował przed siebie, bez mapy bez konkretnego celu a jedynie wiedziony obietnicą. Na temat tego człowieka i tego co zrobił, rozpisywało się na przestrzeni wieków bardzo wielu ludzi, od artystów na filozofach skończywszy. 

Nie trzeba nikomu owej osoby przedstawiać jest nią Abraham. 
Abraham staje się osobą dzięki, której będzie możliwe przybliżenie się do odpowiedzi na pytanie : kim jest człowiek?

Co jest takiego ważnego w życiu Abrahama? Odpowiedź jest prosta i krótka, jest nią pragnienie. To z niego wypływa wędrówka i wszystko co jest z nią związane. Pragnienie i obietnica prowadzą Abrahama do ziemi, której nie zna, ale ufa że jest. Zaufanie Abrahama jest o tyle niesamowite, że idzie w ciemno, nie prowadzi go wspomnienie, które towarzyszyło Odysowi w powrocie do Itaki. Jedyne wspomnienie jakie ma to są twarze ludzi których spotyka. Niejednokrotnie Bóg poprzez te twarze na jego drodze przypomina mu o obietnicy. Dlatego dla Abrahama drugi człowiek staje się tak ważny, bo jego twarz staje się śladem Nieskończonego a co za tym idzie przypomnieniem obietnicy. 
Co to znaczy, że twarz jest śladem? Jest wspomnieniem obietnicy, ale jest też a nawet przede wszystkim obudzeniem wolności. To budzenie wolności nie jest łatwe, drugi czyli inny, który jest dla mnie obcym wchodzi w moją przestrzeń. Stając przede mną czegoś ode mnie oczekuje, oczekuje odpowiedzi. Jego twarz stawia mi jakieś nieme pytanie. W tym momencie rodzi się między nami jakaś specyficzna etyczna więź, która wzywa mnie do odpowiedzi. Jego twarz mówi mi "nie zabijesz mnie" ale odpowiesz. To "nie" stawia w jakiś sposób granice samowoli i zawstydza. Wszystko to rozgrywa się na płaszczyźnie etycznej. Drugi obudził moją wolność, wezwał mnie do odpowiedzi. To "nie zabijesz" twarzy jest też jakimś szczerym nie okłamiesz. Dzięki temu może pojawić się dialog. Przez dialog drugi pokazuje mi świat wprowadza mnie w niego równocześnie samemu będąc weń wprowadzanym. Koniec końców przez drugiego wiedzie droga ku nieskończonemu. 
Reasumując: W centrum dramatu jakim jest ludzkie życie pojawia się inny, który czy tego chce czy nie jest śladem. Niekoniecznie śladem Nieskończonego ale śladem jakiegoś głębokiego pragnienia, które jest we mnie. On staje się wspomnieniem o nim ale i nauczycielem w drodze do niego. Jest tak dlatego bo jest  wezwaniem mojej wolności a ukruszeniem swawoli. Ustawia mnie na poziomie etycznym wytyczając mi jakiś przybliżony kurs do.... 

Kim zatem jest człowiek?   
Nie wiem... Na pewno nie jest samotną wyspą... 

środa, 29 czerwca 2011

Homo res sacra homini

Dotychczasowe posty o zen, islamie i pierwszych pustelnikach, skupione były na odkrywaniu "ja" człowieka. Odkrycie prawdziwego "ja" miało prowadzić do wyzwolenia, różnie rozumianego jako: buddyjskie oświecenie, islamska fana,czy chrześcijańskie zbawienie. Każda z dróg   stawała się niejako metafizyczną drogą ku podstawie lub podstawom rzeczywistości, ku fundamentowi lub fundamentom bytu. W zen była to świadomość bytu objawiającego się we mnie, dla muzułmanów i chrześcijan zjednoczenie z osobowym Bogiem. W każdej z zaprezentowanych dróg wskazywałem na istotne praktyki pozwalające na odkrywanie własnego ja. Bystre oko, świadome przeżywanie każdej chwili, medytacje, chwilowe odosobnienie to wszystko miało dać wiedzę o mnie, o moim "ja".

W tym poście chciałbym zawędrować do innego punktu widzenia "Ja" osoby. Co to znaczy "ja"? Kiedy i dlaczego mogę powiedzieć "ja"?

Pytanie o ludzkie "ja" stale gdzieś przewija się to poprzez filozofię to poprzez religię. Jak z religii narodziła się filozofia pytając między innymi o arche tak pytanie o "ja" gdzieś z gruntu filozofii wraca do korzenia religii, zataczając specyficzny krąg. Pytanie o "ja" staje gdzieś w kręgu tischnerowskiej filozofii dramatu. Wskazując na człowieka jako na istotę dramatyczną...   uczestnika dramatu. Dramatu którego najważniejszym przejawem jest spotkanie człowieka z Bogiem. To wg Tischnera jest centrum dramatu w którym ludzkie "ja" ciągle styka się z innymi uczestnikami dramatu, ciągle gdzieś walcząc, aby dramat nie stał się tragedią....
Ale o tym w następnym poście...  Bo kim jest człowiek?

piątek, 17 czerwca 2011

Contemplata aliis tradere

Ciągle pozostając w kręgu południowych części morza Śródziemnego, dzisiaj chciałbym powędrować do Egiptu dokładnie jego północnej części, do Sketis.
IV wiek naszej ery zapewnia chrześcijanom wolność. Od panowania Konstantyna Wielkiego zaczyna się chrystianizacja Imperium Romanum. Chrześcijanie zaczynają odgrywać coraz większą rolę na dworze kolejnych cezarów, kończy się czas prześladowań. Wydawać by się mogło, że dla Kościoła i jego wyznawców to wymarzony czas spokoju....
A jednak zaczyna pojawiać się na terenach Egiptu, Palestyny, Arabii i Persji ciekawe zjawisko...
Na czym ono polega?
Ludzie zaczynają masowo szukać samotności na pustyni. Im dalsze miejsce od jakiejkolwiek cywilizacji tym lepiej. Czego szukają? 
Powodów masowych ucieczek jest wiele. Ja chciałbym się zatrzymać nad jednym. 
Samotność. 
Pustynia stała się dla owych uciekinierów przejawem samotności. Tych specyficznych mieszkańców pustyni historia później nazwała Ojcami Pustyni. Ojcowie wyszli na pustynię szukać Boga. Ilu ojców tyle dróg przez pustynię do oazy. To co wszystkie drogi łączy to, wyrzeczenie. Wyrzekali się przede wszystkim egoistycznego "ja". W ascezie, czytaniu Pisma Świętego i nieustannej modlitwie widzieli drogę wyrzeczenia, na której końcu miął na nich czekać Bóg. Ludzie Ci - wydaje się to wręcz absurdalne - posiedli niesamowitą mądrość i jakieś specyficzne zakorzenienie w rzeczywistości z której uciekli. Bardzo szybko ci pustelnicy zyskali miano mistrzów, których nazywano Abba. Wokół ich lepianek, grot czy szałasów zaczęli pojawiać się ich naśladowcy pociągnięci przykładem życia i mądrością. Ich mądrość zaczęła nabierać rozgłosu, z całego basenu morza śródziemnego zaczęli pojawiać się u nich pielgrzymi prosząc o radę. Ich powiedzenia (apoftegmaty) podobnie jak zenistyczne koany stawały się inspiracją...

Abba Pojmen rzekł: "Jeśli masz skrzynię pełną odzieży i pozostawisz ją  zamkniętą przez długi czas, to odzież zgnije. Tak samo jest z myślami w naszym sercu. Jeśli nie spełnimy ich poprzez fizyczne działanie, po pewnym czasie popsują się i staną się czymś złym".
* * * 
Abba Pojmen powiedział także: "Złą wola nigdy nie wypleni się złej woli. Jeśli ktoś czyni ci zło, powinieneś odpłacić mu dobrem, abyś poprzez swoje dobre działanie mógł zniszczyć jego złą wolę".
* * * 
Pewien brat przybył do abba Pojmena i rzekł mu: "Wiele myśli niepokoi mą dusze i jestem z ich powodu w niebezpieczeństwie". Starzec wypchnął go na zewnątrz celi i nakazał: "Rozdziej szaty na swojej piersi i złap w nie wiatr". Lecz brat odparł: "Nie potrafię tego uczynić". Wtedy starzec rzekł mu: "Tak jak nie możesz złapać wiatru, nie zdołasz również sprawić, by przestały cię nękać niepokojące myśli. Twoje zadanie polega na tym by mówić im: nie".
* * * 
Abba Ammonas powiedział: "Jeden człowiek dźwiga topór przez całe życie, lecz nigdy nie zdoła ściąć drzewa. Drugiemu, który wie, jak używać topora, wystarczy kilka ciosów i drzewo pada. Tym toporem jest rozsądek".
* * * 
Rzekł Abba Pojmen: "Trzymaj się z dala od tego, kto spiera się za każdym razem, gdy rozmawia".
* * * 
Abba Pojmen powiedział: "Każdą próbę, jak przychodzi na ciebie, możesz pokonać milczeniem".
* * * 
Abba Jan mawiał: "Odrzucamy lekkie brzemię, którym jest obwinianie samych siebie, a miast tego dźwigamy ciężkie -  to jest usprawiedliwianie nas samych i potępianie innych".
* * * 

Podobnie jak zenistyczne koany dobitnie rozbijały przekonania ucznia, tak apoftegmaty Ojców, odsłaniają nagą prawdę o ludzkim "ja". Ojcowie w swoich powiedzeniach stawiają nam przed oczy oczywiste rzeczy, które najtrudniej dostrzec. Myślę, że w tej mądrości ojców niejako przejawia się zen, w końcu mówią nie analizuj po prostu patrz. 
Na tym etapie powstaje pytanie: Czy ja dzisiaj w jakiś sposób mogę wykorzystać mądrość tych ludzi?
Moja odpowiedź na to pytanie brzmi: Tak.
Patrząc na dotychczasowe refleksje dotyczące czy to zen i sufizmu. Wszystkie one wskazują na swoistą świadomość życia tu i teraz. Ciągle gdzieś przejawia się samotność na drodze do jej osiągnięcia. Ojcowie jako pierwszy krok w wędrówce do poznania siebie wskazują na samotność. Trudno w dzisiejszych czasach uciekać w jakieś bezludne miejsca w celu poszukiwania siebie. Dzisiejsza pustynia to bez wątpienia wyłączony telefon, wyłączony komputer, to cisza we własnym pokoju. Dzisiejsza pustynia to spokój, Nie potrzeba go wiele wystarczy tak naprawdę 15 do 20 minut dziennie. W tej chwili warto pomyśleć o sobie i przyjrzeć się wszystkim myślą jakie wtedy mi przechodzą przez głowę. Samotność Ojców to była twórcza samotność, bo jej celem było poznanie siebie a w konsekwencji droga ku Bogu. 

Tylko świadome życie prowadzi do celu jaki sobie tylko wymarzymy...
Przyjemnej lektury...

  

  

wtorek, 7 czerwca 2011

الإسلام

W dotychczasowych rozważaniach dotyczących meandrów duchowości, mówiłem już o zenie. Dziś chciałbym z Dalekiego Wschodu powędrować na Bliski. To właśnie tam prorokowi Muhammadowi (polskie Mahomet) objawił się Archanioł Gabriel. Jednak nie chcę mówić o Islamie, ale o pewnym albo pewnych ruchach mistycznych w nim.
Sufi i derwisze dzisiaj im chciałbym poświęcić kilka zdań.

Sufizm? Sufi? Kiedy patrzy się na historię religii, na rozwój pierwszych wspólnot na pewnym etapie można zaobserwować pewną polaryzację. W ramach tej samej tradycji pojawiają się niejako dwa obozy. Formalistów i nazwijmy ich charyzmatyków-mistyków. Ci pierwsi kładą mocny nacisk na struktury i hierarchie, wszystko starają się sformalizować tworząc konkretne ryty, przepisy prawa, spisując doktrynę. Drugie środowisko jest spontaniczne, charyzmatyczne. Oba środowiska się przenikają, oddziałują na siebie.
W tak zarysowanym wstępie nie trudno się domyślić w której "opcji" można dostrzec sufich. W miarę rozszerzania się Islamu i formalizowania jednocześnie, pojawiają się specyficzni charyzmatycy szukający kontaktu z Allachem i pragnący poznać Go. Jak ma wyglądać poznanie Allacha? Patrząc już na sam Islam widać w nim wiele wpływów Judaistycznych i chrześcijańskich. Podobnie jest z sufizmem, pierwsi sufi stykali się z kabałą żydowską, mistykami chrześcijańskimi, hinduskimi joginami. Każde spotkanie coś nowego wnosi do poszukiwań kontaktu z Bogiem.

Zatem do spotkania i zjednoczenia z Bogiem pomocne stają się dhikir czyli rozmyślania o Allachu, dzięki którym wierzący ma sobie uświadomić obecność Boga we własnym życiu. Handhra to kolejny sposób, który ma doprowadzić do spotkania z Allachem poprzez recytacje Koranu, czytanie poezji wychwalającej Boga, inwokacje do Boga polegające na powtarzaniu Jego świętych Imion, taniec, śpiew. Wreszcie pomocny również jest khalaw czyli wycofanie się na jakiś czas ze społeczeństwa by móc skoncentrować się tylko na Allachu.
To są praktyki modlitewne sufich, sama ich praktyka bez podjęcia jeszcze drogi mającej doprowadzić do Oświecenia. Wejście na nią jest najważniejsze. Składa się ona z 4 etapów:
1) Szariat (Prawo) - poznanie praw i przykazań Allacha.
2) Tarikat (Droga) - pod opieką sufickiego nauczyciela, adepci prowadzą życie ascetyczne i moralne życie.
3)Hakikat (Prawda) - młody suficki uczeń wchodzi w kontakt z Bogiem, osiąga doskonałość odrzucając ziemskie sprawy daleko od siebie. Tu osiąga Prawdę istnienia.
4) Marifat (Wiedza mistyczna) - sufi wyrzeka się przyjemności seksualnej, osiąga zjednoczenie z Allachem, doznaje Jego Oświecenia.

Tak wygląda droga do zjednoczenia z Allachem. Chciałbym jeszcze raz wrócić do praktyk modlitewnych które mają pomóc w zdobyciu prawdy i oświeceniu. Interesuje mnie szczególnie jedno taniec.
Nim coś powiem na ten temat zachęcam do oglądnięcia tego filmiku:

      Osoba na filmie to derwisz. Przez taniec wirowy,      który może być bardzo dynamiczny derwisze zbliżają się  do Allacha. Tutaj każdy gest i każdy element stroju ma swoje znaczenie symboliczne. Pierwszym elementem jaki mistyk czyni jest ukłon do zgromadzonych w nim wyraża się szacunek  wobec istoty ludzkiej. Taniec symbolizuje ścieżkę człowieczego życia, harmonię świata, Boga i człowieka. Ręka wzniesiona ku górze wskazuje miejsce zamieszkania Allacha, ręka skierowana w dół, ziemię miejsce człowieka. Wszystkie te elementy tworzą niejako kosmiczną całość w jaką wpisane jest życie człowieka. Jego głowa skierowana jest w stronę Boga a stopy twardo stąpają po ziemi.

Zasadnicze pytanie jakie może teraz powstać... Co to wszystko może mi dać? Jak odległe praktyki sufich nie do końca akceptowane przez wielu muzułmanów mogą mieć znaczenie dla mnie dzisiaj?
Pisząc posty o zen i o sufizmie chciałem nie tyle stwarzać podwaliny synkretyzmu i do niego namawiać, ale wskazać swoistego rodzaju pomoce do ożywienia mojego światopoglądu czy życia religijnego. Zen wskazuje na świadomość, czyli być świadom tego co robisz. Przede wszystkim patrz na to co wokół ciebie. Praktyki sufich dają pewien "wzór" do odnowienia swojego życia religijnego. W końcu buddysta, katolik, hinduista, sintoista może siąść i medytować patrząc na: Buddę, Boga, Brahmana, Kami, poprzez recytacje świętych tekstów, imion, czy choćby taniec itd. Khalaw czyli wycofanie, polecam każdemu żeby zastanowić się nad sobą, światem ale też żeby odpocząć od wszystkiego co dzieje się wokół nas. Taki jeden samotny dzień w miesiącu może wiele dać...

Jak zwykle pragnę powiedzieć, że zagadnienia poruszone w tym poście mają zainspirować do własnych poszukiwań, do spojrzenia na własną religijność, przekonania i światopogląd...

Zatem miłej lektury...

środa, 25 maja 2011

Umysł Buddy

W ostatnim poście poruszyłem kwestię zen. Dziś chciałbym w jakiś sposób pogłębić ostatnią refleksję.
Kiedy pojawia się pytanie o zen o jakąś jego istotę, co wtedy powiedzieć?
Zen bezpośrednio wskazuje na byt, dotyka bezpośrednio życia w jego dynamizmie, bez zbędnego opisywania wszystkiego w pojęcia, sądy itp. To wszystko ma prowadzić do specyficznej formy oświecenia. Jak już wspomniałem o tym ostatnim razem to oświecenie, to nie tyle że ja do czegoś dochodzę przy pomocy jakiś ascetycznych praktyk i ćwiczeń duchowych, które mają oddzielić moje ja od tego co mną nie jest.  Nie.
Można powiedzieć, że to oświecenie to uznanie że cały świat uświadamia sobie siebie we mnie, a ja nie jestem odgraniczonym jednostkowym ego, nie jestem jakąś duszą odłączoną od ciała, ale że moja tożsamość znajduje się w zespoleniu ze wszystkim co jest.
Odwraca to radykalnie sposób myślenia. Oświecenia (nie będę tego pojęcia tłumaczył, bo trochę żeby każdy zrozumiał je po swojemu - powiem też, ze sens życia jak najbardziej wpisuje się w oświecenie) nie należy szukać uciekając od rzeczywistości która jest wokół mnie ale w jej centrum, w centrum życia. Pragnę zwrócić również uwagę że nie jest to też jakiś nadaktywizm.
Reasumując można powiedzieć że całe życie to zen.
Pomocą  w osiągnięciu umysłu Buddy jest medytacja czyli zazen.Wg VI patriarchy Zen Hui Nenga ta medytacja to zatracanie się w życiu tu i teraz. Ona ma prowadzić do "pustki" która ostatecznie jest mądrością.
Kilka słów o medytacji zazen. Myślę, że najważniejszym będzie w tym miejscu wypowiedziane kiedyś przez Wittgensteina zdanie: "Nie myśl - patrz!" Zdanie to streszcza istotę medytacji.
Nie będę więcej o medytacji, bo nie chce narzucać własnego rozumienia zen. Każdy odkryje je w odpowiednim czasie.
Na koniec chciałbym zacytować pewien fragment bardzo istotny:
"Zen trzeba uchwycić w jego prostej realności, nie wolno go racjonalizować ani przedstawiać za pomocą języka jakiś fantastycznych i egzotycznnych interpretacji ludzkiej egzystencji.
Zaledwie garstka ludzi Zachodu dojdzie do prawdziwego zrozumienia zenu a przecież wart jest tego. byśmy choć chwilę odetchnęli jego rześką i przyprawiającą o zawrót głowy atmosferą".
                                                                                                                               Thomas Merton

Dlatego też moje dociekania na ten temat są tak kulejące, mimo tego życzę miłej i owocnej lektury...

poniedziałek, 16 maja 2011

Οἶδα οὐδὲν εἰδώς (gr. Oida ouden eidos)

Zgodnie z zapowiedzią w poprzednim poście dziś chciałbym zająć się zenem.
Nim wybierzemy się w fascynującą podróż w stronę Zen, chciałbym dać kilka wskazówek czego w tę podróż na pewno NIE należy zabierać:
- myślenia analityczno-syntetycznego myślenia
- zawziętości w poznaniu i zrozumieniu
- schematów jakie już posiada się na temat religii dalekiego wschodu

Kiedy ja pierwszy raz w 2006 roku zetknąłem się z Zen. Nie potrafiłem nic, złapać z tego o co w nim chodzi. Dziś po wielu próbach i bataliach z Zenem wiem jeszcze mniej, ale chyba na tyle żeby móc w jakiś sposób być przewodnikiem. Wiem na pewno czego unikać, a to już wiele. Zatem w drogę.

Czym zatem jest Zen? - najważniejsze pytanie jakie należy podjąć.
Zen to nie tylko buddyzm, albo należało by powiedzieć zen to wcale nie jest buddyzm. Zen nie jest religią, nie jest filozofią, nie jest żadnym systemem myśli, nie jest też żadną doktryną. Z buddyzmem w jakiś sposób łączy go to że poszukuje oświecenia. Ale zen nie jest buddyzmem sensu stricte. Ponownie więc wraca pytanie: czym jest zen? Zen to uchwycenie rzeczywistości uchwycenie tego co jest, w ich najgłębszym i najczystszym wymiarze, uchwycenie rzeczywistości bytu, świadomość tej rzeczywistości w jej "takości" i "otości".
Lepiej nie potrafię tego wyrazić.
O co chodzi? Otóż my poznajemy rzeczywistość wokół nas poprzez różnego rodzaju siatki jakie na nią narzucamy. Mam tu na myśli wszelkiego rodzaju metody badań i opisu wyników tych badań. Dzięki fizyce Newtona a później Einsteina odkryliśmy wiele informacji o wszechświecie a idąc dalej o nas samych. Procedury poznawania i opisywanie rzeczywistości wokół nas i nas samych, dostarczają danych z których buduje się różnego rodzaju sądy.
Zen natomiast odrzuca wszelkie takie rozróżnienia typu materia - duch, podmiot - przedmiot na rzecz, świadomości, uchwycenia i zaczepienia się w tej rzeczywistości TU i TERAZ tak jak jawi się w tym momencie. Nie chodzi zatem żeby coś zrozumieć i wyjaśnić, ale rzekłbym przeżyć. Ta specyficzna świadomość to satori czyli oświecenie (). Zenistyczne oświecenie to wgląd w byt, rzeczywistość w całej jego realności i faktyczności. Ten wgląd jest więc w pełni świadomym aktem bycia. Pierwszy patriarcha zen Bodhidharma mówi o oświeceniu jako o bezpośrednim uchwyceniu umysłu, czy też swej prawdziwej twarzy. Uchwycenie jak już wspomniałem związane jest z odrzuceniem wszelkiego badawczego, pojęciowego poznania jakim się kierujemy, czyli wiąże się z odrzuceniem umysłu na rzecz poznania "bycia" umysłem.Wgląd w rzeczywistość staje się nie moją świadomością rzeczywistości, ale samoświadomością rzeczywistości we mnie.  

Wiem że nie jest to łatwe, sama jakaś racjonalna próba uchwycenia tego, będzie radykalnym odwróceniem się od zen. Mistrzowie zen młodym adeptom mówią takie zdanie: "Jeśli spotkasz Buddę, zabij Go!" Oczywiście Buddę w sobie czyli oświecenie.

Po tych trudnych do zrozumienia słowach warto powiedzieć dlaczego go wybrałem. Zen jest uniwersalny jest ponad każdą religią, filozofią, systemem, można być ateistą, chrześcijaninem, wyznawcą Allacha, to nie przeszkadza aby rozmyślać i obcować z zenem. Zen jest dla każdego i nie jest dla każdego. Zen to świadomość. Wiele razy to słowo się pojawiało. Oświecenie to samoświadomość rzeczywistości we mnie, zaś praktykowanie zen to świadomość rzeczywistości wokół mnie.

Dlatego praktyka zen to świadomość tego co robię i co jest wokół mnie. Zen również posługuje się pojęciem medytacji, która prowadzi do oświecenia. Dla nas na tym etapie ważna jest świadomość, ponieważ ile jest takich rzeczy, które robimy nieświadomie...
Warto ćwiczyć w sobie świadomość wykonywanych czynności.


To nie umysł, to nie Budda, to nie żadna rzecz

Mnich zapytał Nansena: "Czy istnieje nauka, której nie nauczał jeszcze żaden mistrz?"
Nansen odparł: "Tak, istnieje."
"Co to za nauka?" zapytał mnich.
Nansen powiedział: "To nie umysł, to nie Budda, to nie żadna rzecz." 

Miłej lektury...

poniedziałek, 9 maja 2011

Fides quaerens intellectum

Dzisiaj chciałbym zapuścić się na nowe tereny...
 Duchowość to jej chciałbym poświęcić kilka słów.  Każdy człowiek posiada jakieś życie duchowe, mniej lub bardziej bogate. Całe to życie zasadza się w wewnętrznej przestrzeni własnego ja. Przestrzeń ta jest w jakiś sposób przestrzenią wrażliwości, dlatego też patrząc na obraz, górski szczyt, czytając wiersz doznaje się zachwytu. Wszystkie wspomniane rzeczywistości wprawiają człowieka w inny stan, stan w którym niejako narzuca się coś "innego". To inne to właśnie duchowość, swoisty przejaw życia wewnętrznego. To są jakieś pierwotne przejawy ducha, który we mnie tkwi. Oczywiście człowiek, jak to człowiek musi dotknąć, mieć konkret..dlatego też stworzył różne systemy duchowości.
Chciałbym w kilku najbliższych postach popatrzeć właśnie pod kontem różnych systemów na duchowość po ta, aby każdy mógł wyciągnąć coś dla siebie.
Wydaje mi się to o tyle ważne, że duchowość i związana z nią medytacja jest niezbędnym elementem dzięki, któremu człowiek może się rozwijać. Z drugiej zaś strony - pewno się zgodzicie ze mną - pojawiają się sytuacji w których ma się poczucie jakiegoś pragnienia czy spełnienia, głębszego przeczucia. Niby wszystko się ma, ale jednak czegoś brakuje do szczęścia.

Dlatego też zdecydowałem się na podjęcie tego tematu. W następnym poście zajmę się Zenem, po nim przyjdzie czas na Islam, i duchowość chrześcijańską. Nie zabraknie również medytacji i kontemplacji.

Na pewno będzie ciekawie
Zapraszam i miłej lektury

niedziela, 8 maja 2011

γνῶθι σεαυτόν ( gr. gnothi seauton)

Są zdania które zachwycają, inspirują i sprowadzają na ziemię....
Do takich z pewnością należy to z tematu. Dla mnie było pierwszym zdaniem, jakie na wykładach z greki przeczytałem. Niby dwa słowa ale jakie...
Witały każdego Greka zjawiającego się w Delfach, gdzie przychodził, zapytać o wyrocznie dla siebie boga Apollina. 
Po tym wstępie nadszedł czas, aby przetłumaczyć to zdanie: ZNAJ SAMEGO SIEBIE, (czasem tłumaczy się poznaj samego siebie).
Chciałbym dzisiaj zatrzymać się nad tym stwierdzeniem. Wielokrotnie mówiłem na temat planowanie, celów w życiu. 
Jest taki moment w którym mam jasny cel jaki chce osiągnąć. Mam plan. Ale coś nie idzie...  nie wiem czemu... co jest nie tak? Żeby to zrozumieć potrzeba.... znać albo lepiej nieustannie poznawać siebie..... Co to oznacza? Pewno ilu ludzi tyle odpowiedzi. Ale dla mnie poznać samego siebie, to przede wszystkim mieć czas dla siebie. Mieć tą chwilę w której zastanowię się co dla mnie w życiu jest ważne. Jakie wartości są dla mnie najważniejsze? Czy jestem przekonany zawsze do tego co robię? Musi być czas autorefleksji. 
Jak poznać siebie?
Kilka praktycznych wskazówek, jak to zrobić. 
W poznaniu siebie decydującą rolę odgrywają dwa czynniki: JA i nieJA
Wiadomo JA to ja, czyli to co myślę o samym sobie. I teraz tak, są dwa wymiary tego JA tzn. ja idealne tzn. widzę siebie takim jakim chciałbym być, lub boje się prawdy o sobie np. że jestem pierońsko leniwy i wyrzucam z siebie, gloryfikując inne pozytywne cechy. To jest pierwszy obraz Ja czyli ja idealne później jest ja to codzienne w jakiś sposób realne. Różnica między ja tym idealnym a realnym może być bardzo duża. Tak duża, że może doprowadzać do nawet  jakiejś formy psychoz i rozdwojenia jaźni. Na co dzień jestem leniwy, nie sumienny ale punktualny. Oczywiście jak każdy wie mechanizmy wyparcia odgrywają w naszej psychice niesamowitą rolę, więc widzimy co innego. Tylko ja idealne, czyli takie jakie chcielibyśmy żeby było. 
Problem jest taki, że jeżeli nie uzmysłowimy sobie cech negatywnych, słabości, które ciągle gdzieś wychodzą i nie zaakceptujemy ich ze szczerą postawą. Ułuda będzie  rządzić, niestety a skutki będą jakie będą....
Czas zająć się drugim czynnikiem. nieJA to ludzie, wokół mnie. Dlaczego to takie ważne, właśnie nie raz oni są takimi sygnałami do nas, że coś z nami jest nie tak. Jak każdy wie od nieprzychylnej nam osoby dowiemy się najwięcej prawdy nasz temat. Warto mieć takie osoby, które dla naszego dobra powiedzą nam co jest nie tak. One to będą więc jakimś orężem, który pozwoli rozbić skorupę ułudy o nas samych i stanąć w prawdzie przed samym sobą.
Wiadomo oszukać zawsze można wszystkich w koło, ale oszukiwać samego siebie to popełniać powolne samobójstwo.
Od razu ważna uwaga nie zawsze to co ktoś mówi do mnie musi być prawdą ale warto nad tym się zastanowić.

Bardzo ważną rzeczą, którą odkryłem i na samym sobie wielokrotnie doświadczyłem to przede wszystkim nauczenie się dystansu do samego siebie. Jest to najtrudniejsza rzecz śmiem twierdzić na świecie. Co w tym może pomóc? Autoironia czyli umiejętność śmiania się z samego siebie.

Kolejna to rozsądne podchodzenie do zmian jakie czekają mnie w życiu po odkryciu jakiś zachowań, które należało by zmienić. Jak to się mówi nie od razu Kraków zbudowano. Trzeba czasu i cierpliwości do samego siebie.

Akceptacja tego jakim się jest. Ładnie nazywa się to afirmacją czyli stanięciem w prawdzie przed samym sobą. Czyli poznanie swoich mocnych stron, zalet. Ale i poznanie rzeczy, które należałoby zmienić. I zabranie się za to.

Praktyczne wskazówki:
pomoce:
kartka, długopis, chwila ciszy,

Weź kartkę podziel na trzy części. Od lewej: ZALETY (mocne strony) wypisz wszystko, pewnie nie zdajesz sobie sprawy jak wiele ich jest. Dalej WADY przy wypisywaniu zastanów się jakie w sobie je widzisz, pomyśl również o osobach z którymi najczęściej przebywasz czy masz taką osobę, która powie prosto w oczy jak coś jest nie tak. Zazwyczaj jest tak, że ludzie puszczają do nas tzw. jaskółki czyli takie informacje coś sugerujące, czy to pozytywnego czy negatywnego. Pomyśl czy znajomi, rodzina mówi do ciebie jakieś informacje tego typu.
Dalej w trzeciej kolumnie napisz DO ZMIANY tu wypisz w kolejności dla ciebie najważniejszej rzeczy które chcesz najpierw zmienić.

Oki. Co dalej z tym zrobić?
Najważniejsza w tym zapisie jest kolumna...... tak masz racje PIERWSZA. Kolejna to ta trzecia. Te dwie kolumny powinny mieć swoje odbicie w twoich planach, zarówno tych dziennych jak i tygodniowych.

Kolejna rzeczą pomocną jest cierpliwość. Im szybciej człowiek nauczy się dystansu do siebie (wiem to z własnego doświadczenia) tym łatwiej. Dlaczego? Bo nie patrzy na drugiego jak na kogoś kto chce mu tylko dokopać.

sobota, 30 kwietnia 2011

Per aspera ad astra

Bardzo lubię tą łacińską sentencję. W jasny sposób opisuje ona zagadnienie, które chce dziś poruszyć, mianowicie rozwój. 
Czym jest ten rozwój, co kryje się pod tym pojęciem?
Do tej pory mówiłem o wyznaczania celów i planowaniu, jako o pierwszym kroku urzeczywistniania marzeń i pragnień. Dziś chce powiedzieć o innym rozumieniu celu. Jak można się domyślić wszystkie dotychczasowe informacje dotyczyły bardziej życia zawodowego. Teraz zaś spojrzymy na samych siebie pod kontem marzeń, ale i rozwoju wewnętrznego. 
Wydaje mi się, że jest to ważny temat. Jak już wspominałem oczekuje się od nas na każdym kroku zaangażowania zawodowego. Jest to ważne i przynajmniej raz w tygodniu w naszym planie powinna pojawić się chwila czasu na dokształcanie związane stricte z pracą jaką wykonujemy. Ale to nie jest koniec....
Wydaje mi się, że w tym wszystkim potrzeba również czasu na własny rozwój. Warto pogłębiać swoją wiedzę ogólną, poszerzać swój intelekt. Ale intelekt to nie wszystko, jest jeszcze ciało. Bardzo ważne jest, aby troszczyć się również o kondycję fizyczną. Jak mówi przysłowie w zdrowym ciele, zdrowy duch. Pozostają jeszcze dwie płaszczyzny - obok już wymienionych (intelektualnej i fizycznej) - duchowa i emocjonalna. 
Duchowa dotyczy kwestii związanych nie tylko z religią, do przeżyć duchowych zaliczamy również szeroko pojętą sztukę. Obcowanie z dziełem czy to literackim czy muzycznym wprowadza człowieka w jakąś specyficzną przestrzeń kontemplacji i zadumy. Zwieńczeniem tego jest religia, system wierzeń czy idei (o tym szerzej w następnych postach).
Sfera emocjonalna to przede wszystkim obcowanie z innym człowiekiem, spotkanie, zawierania nowych znajomości itp.
Wszystkie te sfery (intelektualna, fizyczna, duchowa i emocjonalna) składają się na proces, który nazwałem rozwojem. Odpowiednie zintegrowanie tych płaszczyzn pozwala na większą motywację, satysfakcję i wolę walki w realizacji codziennych celów.

Podsumowanie i wskazówki
Warto teraz to wszystko co powiedziałem osadzić w konkretnej rzeczywistości.
Na początku warto robić plany tygodniowe (następny post o tym będzie). W tym planie trzeba wygospodarować na każdą z tych 4 stref odpowiednią ilość czasu. Powiem tylko tyle, że położenie silnego akcentu na jedną sferę lub dwie a nie na wszystkie sprawi, że nasz rozwój nie będzie integralny. Co może odbić się na szarą codzienność. 

Na razie tyle... miłej lektury....

piątek, 29 kwietnia 2011

Repetitio est mater studiorum

W myśl łacińskiej zasady jaka zawarta jest w tytule, małe podsumowanie plus rozwinięcie. Wiąże się ono również z sugestią jak do mnie dotarła, żeby było więcej konkretu a mniej ogółu (czyli niemalże przysłowiowego "pitolenia")

Do dzieła więc.

Kwestia planowania i celów.
Wszystko co do tej pory napisałem można streścić w następującym stwierdzeniu:
Planowanie wyrażające się w konkretnych celach jest podstawą sukcesu. (będę o tym powtarzał do znudzenia)
Nie wystarczy robić noworocznych postanowień z których później nic nie wynika.

Każde marzenie jakie chce się zrealizować,  należy rozpisać na kartce, właśnie wtedy następuje pierwszy krok w jego realizacji.

Oto kilka wskazówek jak można to robić.

Potrzebne instrumenty:
kalendarz (jeśli nie posiadasz wersji papierowej, komórka może być)
długopis
notes, plik kartek jak wolisz

Część właściwa:
Jakie jest twoje marzenie? Jakie masz cele czy to w życiu zawodowym czy rodzinnym?
Koniecznie je zapisz wielkimi drukowanymi literami!!! Może ich być kilka kilkanaście czy nawet sto wypisz je wszystkie.

Oki. Gratuluje Ci, jeśli - jak już wspomniałem - pojawiło się kilka marzeń wśród zapisów na kartce, gratuluje.  Dzięki tej banalnej czynności tj. zapisowi, stało się celem!!!

Teraz przeczytaj wszystkie cele z kartki, zastanów się i podziel je wg następujących kryteriów:  

                                              - najpierw cel lub cele długoterminowe czyli takie których realizacja zajmie ci co najmniej rok (jak najbardziej może to być cel życia, który staje się misją (o tym napiszę bardzo wiele w przyszłości, na razie tylko zaznaczam problem)).
Uwaga!!!! jeśli jednym z celów jaki sobie postawiłeś są np. twoje zarobki, czy kupno jakiejś rzeczy niech to będzie cel długoterminowy, umieszczenie tego w krótkim czasie daje mniejsze prawdopodobieństwo wykonania tego celu, a to wpływa mocno na morale i dalszą chęć walki,

                                              - następnie cele krótkoterminowe czyli takie które musisz zrobić np. za tydzień, miesiąc, kwartał, czy też jutro.

O.K. weź nową kartkę  i narysuj tabelę z 3 kolumnami i 3 wierszami. Tabela powinna być duża na całą stronę.
Pierwszy wiersz w pierwszej kolumnie jest pusty, przechodzimy do pierwszego wiersza w drugiej kolumnie i piszemy słowo PILNE, a w trzeciej kolumnie tego samego wiersza piszemy NIEPILNE. Wracamy do pierwszej kolumny. Jak już mówiłem pierwszy wiersz jest pusty. Przechodzimy w pierwszej kolumnie do drugiego wiersza i piszemy w nim WAŻNE, w następnym wierszy tejże kolumny piszemy NIEWAŻNE.
Powinniśmy otrzymać taki widok:
                                   PILNE      |      NIEPILNE
        WAŻNE     |                        |
NIEWAŻNE      |                         |

Wszystkie cele krótkoterminowe należy przemyśleć i wpisać w tą tabelkę. Po wypełnieniu tabelki pojawia się obraz rzeczy do zrobienia. Na początku pewno będzie królować ćwiartka pierwsza. Czyli będzie w niej wiele rzeczy, które notabene miały być zrobione na "wczoraj". Od nich należy zacząć. W jaki sposób?
Otóż, zasada jest taka zawsze zaczyna się od najtrudniejszych rzeczy!!!! 
            Mała dygresja
większość ludzi robi odwrotnie zaczyna od prostych rzeczy wmawiając sobie, że najpierw zrobi proste a później trudne. Prawda jest taka, że trudnych już nie robi, bo albo jest zmęczona, albo coś i odsuwają się one jak widmo, które coraz bardziej straszy. Koniec końców czasem takich rzeczy w ogóle nie zrobimy

Jeśli w pierwszej ćwiartce jest dużo tych rzeczy do zrobienia to wybieramy te najtrudniejsze i najbardziej czasochłonne na początek.

Ciekawostka a zarazem ćwiczenie
Zrób sobie taką tabelkę i przeanalizuj to co robiłeś przez ostatni tydzień. Jeśli okazało się najwięcej rzeczy było w ćwiartce drugiej czyli ważne-niepilne, gratuluje Ci. Nie musisz czytać tego bloga nie jest on dla Ciebie, raczej to ty powinieneś go pisać. Kiedy ja zrobiłem sobie ten test po raz pierwszy królowały u mnie pierwsza i trzecia ćwiartka. Dowiedziałem się, że moim życiem nie rządzę ja, ale chaos i nic nie osiągnę.

Oki po tych dygresjach i ciekawostkach wracamy do planowania.
Każdy cel po określeniu jego stopnia ważności i pilności, należy o ile jest taka potrzeba rozpisać na poszczególne kroki. Zasada ta dotyczy celów długoterminowych.  Dzięki rozpisaniu głównego celu na małe kroczki, staje się on bardziej dostępny i możliwy do zrealizowania.

Reszta w następnym poście
miłego czytania
 

niedziela, 24 kwietnia 2011

Sukces i jego alchemia?

Powstaje pytanie czy o sukcesie można mówić w kategoriach magicznej alchemii?
Jestem przekonany na sto procent, że nie.
Alchemia wiąże się z czymś nie realnym z fantasmagorycznymi poszukiwaniami kamienia filozoficznego, którego nie ma.
Sukces nie jest alchemią jest pracą, ciężką pracą. Owszem ma coś wspólnego z alchemią, ale nią nie jest. Sukces u początku jest marzeniem podobnie jak alchemia, odróżnia je to, że dzięki ciężkiej pracy jesteśmy w stanie wprowadzić w życie to o czym marzymy. Natomiast mówiąc alchemia nie.....
Co to jest sukces?
Słowo to ma wiele imion, ilu pewno ludzi tyle pojawiłoby się definicji.
Dla mnie na pewno sukces to realizacja celów i zamierzeń, które sobie świadomie dozujemy i stopniujemy w czasie. Wszystko po to, aby marzenie stało się w pewnym momencie czasu x, konkretną rzeczywistością a nie tylko marą senną.
Żeby tak było to trzeba planować swój czas i wykorzystywać go w 100%.
Warto się przyglądnąć temu, jak jest on wykorzystywany. Najlepsze wykorzystanie go to zaplanowanie poprzedniego dnia listy rzeczy, które chce się zrobić.
Od razu mała sugestia nie należy dnia planować na początku na zasadzie:
7.00 - pobudka
7.10 - 7.30 śniadanie
7.30 - 7.45 jakaś tam rzecz
7.45 - 9.00 jakaś inna
Taki sposób planowania wg mnie nie jest dobry po prowadzi do paranoi, najważniejszą rzeczą jest, przynajmniej tak mi się wydaje, zaplanowanie określonego "skutku" (w tym momencie jest to dla mnie najlepsze określenie, na stan który chce opisać)
Co to znaczy "skutku"?
Otóż, chce przeczytać jeden rozdział książki Y i chce to zacząć o godz. 9.00; następnie jak to uda mi się zrobić chce odpocząć i "przetrawić" ją słuchając mojej ulubionej muzyki, lub np. poleniuchować przez 30 min, następnie rzecz x i z i coś jeszcze.
Tutaj również mała sugestia spotkałem się z wieloma sugestiami w wielu pozycjach, które traktowały o planowaniu i wykorzystywaniu czasu, aby (uwaga ważne!!!) zapisywać w następujący sposób:

jeśli np. chce zarabiać 10 tyś zł za rok tj. 24.04.2012 to w swoim planie piszę: zarabiam 10 tyś zł, jest tak dlatego że codziennie robię to i to (wykonuje tyle i tyle (oczywiście konkretna liczba musi paść) telefonów do kontrahentów ma tyle i tyle spotkań) dlaczego tak? Jak się uważa, za wszelkie twórcze siły w naszym życiu odpowiada podświadomość, dla której nie istnieje przyszłość lecz teraźniejszość. Zabieg takiego planowania związany jest z jakimś specyficznym kodowaniem podświadomości, która - wg pisarzy motywacyjnych np. Murphy'ego - wpływa na świadomość niejako programując ją.
Zakończę na tym etapie te rozważania i sugestię, aby spokojnie mogły zostać przemyślane i małymi kroczkami wprowadzane w życie.

Reasumując:
Warto zastanowić się nad wykorzystaniem czasu i zrobić małe doświadczenie jeśli do tej pory nie planowało się go zaplanować dzień wcześniej zadania jakie chcę zrobić. Okaże się wtedy, że planując czas mamy go coraz więcej.
Kolejna rzecz wiąże się z zapisywaniem celów. Podałem sposoby z jakimi w wielu książkach się spotkałem. Nie wiem czy to dobry sposób. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby zapisywać cele w taki sposób żeby się z nich wywiązywać i żeby realizacja ich była czystą przyjemnością.

Na koniec jeszcze nie raz będę poszerzał kwestię czasu i planowania, stale dokładając nowe elementy, które dla mnie wydają się ważne.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Wziąć życie we własne ręce

Żeby być szczęśliwym i odnosić sukcesy...... trzeba "wziąć się z życiem za bary".
Po pierwsze: jak ja, ze sobą samym nic nie zrobię, to choćby nie wiadomo co się działo, nic się nie zmieni. 
Po drugie: jasne cele, marzenia (nie trzeba bać się tego słowa, ktoś kiedyś powiedział, że człowiek, który przestaje marzyć umiera)
Po trzecie: plan.
Wiem, każdy o tym wie, ale... właśnie najprostsze rzeczy są najtrudniejsze do dostrzeżenia, dlatego przypominam.
Wszystkie te elementy składają się na jeden tzn. "wzięcie życia we własne ręce".
Ale po kolei.
Marzenia są nieodzowną częścią życia każdego człowieka. Mogą być różne, mówią o tym co byśmy chcieli mieć lub kim chcielibyśmy być. Powstaje pytanie: ile marzeń się spełnia? hm... i tu zaczyna być nieraz problem. Bo marzę i marzę i nic.... Dlaczego?     
Z samego marzenia nic nie urośnie, to tak jakby mieć ziarno w dłoni, trzymać je i czekać, aż wyrośnie. A tu lipa.. bo nigdy nie wyrośnie bez ziemi i wody, 
Trywialny przykład, ale pokazuje istotę problemu w niesamowity sposób. 
Samo marzenie bez zaangażowania z góry jest skazane na porażkę. Jakiego potrzeba zaangażowania?
Otóż, najważniejsza rzecz: 
co muszę zrobić, żeby je osiągnąć? (od razu powiedzmy sobie szczerze mówimy o rzeczach, które mogą się zdarzyć a nie o jakiś magicznych tęsknotach)
To pytanie automatycznie wskazuje na kwestię planowania. Marzenie jest tą siłą napędową, która uruchamia machinę planowania i działania. To wszystko sprawia, że marzenie przestaje nim być tylko marzeniem, a staje się celem. Cel zaś wymaga planu, czyli cyklu konkretnych czynności dzięki, którym osiągnę to co chcę. 
Cel i plan to tak naprawdę tylko wierzchołek góry lodowej. Najważniejsze jest działanie.
Wielokrotnie ono będzie weryfikowało plan, nieraz powodując jego zmianę, 
Największym zagrożeniem dla działania jest własne nie przekonanie, że się uda. Kiedy zaczyna się tracić wiarę w te możliwości wszystko odpływa. To jest najtrudniejsza rzecz....ale do zrobienia. Gdyby tak nie było nie mieli byśmy tylu bogatych ludzi wokół siebie i nie moglibyśmy się chwalić naszymi sportowcami. 
A marzenie, zawsze ma być tym pierwszym zachwytem, które w chwilach zwątpienia dodaje siły.....

wtorek, 19 kwietnia 2011

Rozwój wewnętrzny.... duchowość.... wolność..... tematy, które czasem strasznie brzmią i często uważane są za niemodne... okazuje się, że wcale takie bagatelne nie są. 
Każdy kto się zmaga z jakimś kryzysem, problemem prędzej czy później natrafia na dziwne poczucie bezsensu, które wielokrotnie przemienia się w poczucie bezsensu. Jak wiadomo nic się nie chce, i nie ma motywacji do działania. Brak motywacji dołuje coraz bardziej, pojawia się bezsens. To wszystko napędza błędne koło. 
Wyrwać się z błędnego koła piekielnie trudno, bo jak wiadomo zawsze znajdzie się ta dobra pomocna "dusza", która będzie mówić: nie uda Ci się....   nie warto.... daj sobie spokój dobrze Ci radzę.....
Podejrzewam, że nie są Ci obce takie stwierdzenia.
Co w takiej sytuacji zrobić?
Istnieje wiele możliwości:
- pomoc psychologa 
- pomoc coucha
- wsparcie innej osoby
- albo.....

Co lepsza firma w swoich szeregach ma trenera, który ma przede wszystkim optymalizować pracę  (do jego kompetencji nie należy leczenie prywatnch bolączek pracowników). Tam gdzie nie ma trenerów a chciało by się z jego usług skorzystać(podobnie i w przypadku psychologa), należy przygotować nie małą kwotę gotówki.  
Jest jeszcze możliwość wsparcia ze strony bliskiej osoby. Ważne, nawet bardzo ale to nie wszystko. 

W takim razie co dalej z tym faktem zrobić?
Wybrać opcję ostatnią, kryjącą się pod kropkami.....
Jaka ona jest?
Wziąć życie we własne ręce. 

Jak tego dokonać?
Już wkrótce.....

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Start :D

Przyszedł i czas na mnie i zacząłem blogować....
O czym będę pisał?
Tematem tego bloga będą poszukiwania związane z rozwojem wewnętrznym, wolnością i duchowością, które mam nadzieję że staną się inspiracją dla zaglądających na tego bloga.
Dlaczego taki temat?
Otóż zauważyłem, że pracując w dużych firmach, gdzie plany miesięczne do wypracowania do małych nie należą, stres jest chlebem powszednim... wypalenie i bezsens przychodzą bardzo szybko i ciężko jest się od nich  uwolnić, warto więc na ten temat coś napisać. Być może moje przemyślenia i borykania się z tym problemem staną się dla kogoś również inspiracją....

Tyle tytułem wstępu
do dzieła